KRUGER&MATZ , LECHPOL

25 lat minęło

25 lat minęło

Rozmowa ze Zbigniewem Leszkiem - prezesem firmy Lechpol oraz Michałem Leszkiem - dyrektorem marketingu w firmie Lechpol.

Zbigniew Leszek – absolwent WSP w Częstochowie na kierunku pedagogika. Pasjonat sportu i aktywnego trybu życia. Były zawodnik klubów sportowych Jurand oraz Mazowia Ciechanów. Karierę zaczynał w 1981 r. jako nauczyciel, a od 1985 r. pełnił funkcję kierownika obiektów sportowych w ZSR w Miętnem. W 1990 r. zakończył karierę pedagoga i 6 lipca 1990 r. w Urzędzie Gminy Garwolin zarejestrował firmę Lechpol, w której do dziś piastuje funkcję prezesa.

Michał Leszek– absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale ekonomii. Początki jego kariery to firmy Ernst & Young oraz Deloitte, gdzie zajmował się analizami oraz transakcjami fuzji i przejęć. Później doświadczenie w finansach zbierał w firmach Saxon Financials oraz TWL Capital. Od 2010 r. w firmie Lechpol jako dyrektor marketingu zajmuje się rozwijaniem strategii marketingowej marki Kruger&Matz i pozostałych marek należących do firmy.

Redakcja: 25-lecie to dla każdej firmy jubileusz szczególny. Jakby nie patrzeć, to szmat czasu. Czwarta część stulecia! Jak z tej perspektywy ocenia Pan wszystko to, co udało się Wam osiągnąć?

Zbigniew Leszek: 25 lat temu nie wyobrażałem sobie, że może się to tak rozwinąć. Powodem rozpoczęcia działalności w tym czasie były w pewnym stopniu potrzeba zarabiania pieniędzy, a trochę chęć próby zrobienia czegoś samemu. Oczywiście, miałem marzenia, żeby pójść dalej, ale nie aż tak daleko. Z czasem marzenia te stawały się realne. Firma rozwijała się etapami. Pierwszy z nich był związany bardziej ze sprzedażą produktów niż myśleniem o dalekiej przyszłości i dalekosiężnym rozwoju. Potem następowały kolejne etapy, które sprawiały, że marzeniami można było wybiegać daleko. Myślę, że już mniej więcej 15 lat temu na dobre uwierzyłem w to, że warto się rozwijać i warto być przynajmniej w tym miejscu, gdzie jesteśmy, i jeszcze trochę dalej.

Przez ten czas Lechpol rozwinął się niebywale. Także znacznym przemianom uległ sam rynek audio-wideo. Co najbardziej Pana zaskoczyło, co było wręcz nie do wyobrażenia te 25 lat temu?

Z. L.: Nie było wielu rzeczy, które mnie zaskoczyły. Rozwijamy się bardzo stabilnie, cały czas pracujemy na wartościach oraz wiedzy, którą na bieżąco zdobywamy.. Oczywiście, w tym czasie wykonaliśmy kilka ruchów bardziej lub mniej udanych, natomiast myślę, że nasz rozwój był bardzo stabilny.

M. L.: Mnie nieustannie zaskakuje to, że potrafimy coraz więcej. Zarówno jako firma, zespół, również jako zarząd, z tym że nie kończą się nam pomysły i prezentujemy coraz nowsze i lepsze produkty. Sami siebie zaskakujemy tym, że możemy i stać nas na jeszcze więcej. Sadzę, że wiele razy sami się zaskoczymy, a przez to naszych klientów.

Z. L.: To wiąże się też z pierwszym pytaniem. W pewnym okresie w moim życiu był taki czas, zanim jeszcze moi synowie zaczęli pracować w firmie, że uwierzyłem, że stać nas na to, by podążać za nowymi technologiami. Uwierzyłem w to, że wszyscy na świecie się rozwijają, fabryki cały czas dążą do poprawy jakości swoich produktów i ich ulepszania. Jeżeli my będziemy za nimi podążać i będziemy świadczyć bardzo dobry serwis oraz będziemy mieli pomysł na produkty i sposób ich wdrożenia, to pójdziemy z falą. Tak też się stało. Cały czas wizjami i marzeniami jesteśmy coraz dalej.

I tym sposobem Lechpol z małego, rodzinnego przedsiębiorstwa zajmującego się importem podzespołów elektronicznych stał się z czasem dużą, europejską już dziś firmą oferującą gotowe produkty i rozwiązania.

Z. L.: Powoli stajemy się rozpoznawalną firmą. Sprzedajemy do wielu krajów europejskich, nie tylko Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie jesteśmy obecni już od wielu lat, ale także na rynki zachodnie, m.in. do Portugalii, Grecji, Niemiec i oczywiście Holandii, gdzie mamy własnych partnerów. Naszym marzeniem jest, by nasze marki, w tym Kruger&Matz, były rozpoznawalne w całej Europie. Zaczynamy powoli odnosić pierwsze sukcesy na rynku niemieckim, na rynku belgijskim jesteśmy dostawcą wielu produktów do dużych sieci.

To ogromny sukces. Zwykle pada pytanie o receptę, jak go osiągnąć. Ale ja zapytam przewrotnie inaczej – jakich błędów udało się Wam uniknąć, dzięki czemu jesteście w tym miejscu, w którym jesteście?

Z. L.: Po pierwsze, należy wierzyć i ciężko pracować. Co do błędów, to nie można zachłysnąć się osiągniętym sukcesem. Należy wyciągać wnioski zarówno z sukcesów, jak i porażek. Firma Lechpol dużo środków inwestuje. Staramy się stawiać na rozwój, a wiele różnych firm, które startowały w podobnym okresie, już dawno zniknęło z rynku. Przyczyną jest to, że wszyscy uwierzyli, że zawsze będzie cudownie. My z kolei, patrząc w przyszłość, woleliśmy mieć poczucie bezpieczeństwa, zabezpieczenie w zakresie odpowiedniej kadry oraz środków finansowych. Nawet dziś nie mówimy, że jesteśmy wielcy, cały czas jesteśmy przedsiębiorstwem, które się rozwija, i cały czas reinwestujemy kapitał w rozwój firmy.

Co dziś dla Lechpolu jako firmy jest najcenniejsze, najwartościowsze? Jednym słowem, co jest jej największym kapitałem?

Z. L.: Najważniejsi są ludzie. Zresztą takie motto przyświeca też naszym obchodom 25-lecia. Wierzymy w ludzi, a przede wszystkim we własnych ludzi i ich rozwój. Na przestrzeni 25 lat z centrali firmy jedynie jednostki zmieniały pracę. Najczęściej wynikało to po prostu z przemieszczania się w wyniku sytuacji rodzinnych. Pierwsi pracownicy są z nami okrągłe 25 lat, wciąż dochodzą nowi. Zawsze byliśmy też przekonani o możliwościach naszych ludzi i ich kapitale intelektualnym.

M. L.: Tak, to jest kolejna rzecz, która non stop nas zaskakuje. Mamy fajną kadrę i ona co chwilę pokazuje nam, że jest jeszcze lepsza. Ona też rozwija się z naszą firmą. Poprawia jakość swojej pracy i jej efekty. Często są to ludzie po prostu wychowani wewnątrz firmy, co nas bardzo uszczęśliwia. Jesteśmy dumni z tego, że ludzie rozwijają się wraz z naszą firmą. Sami podwyższają standard swojej pracy, osoby czy swojego bycia.

Z. L.: Przykładem jest chociażby konferencja z okazji 25-lecia. Tu są tylko pracownicy Lechpolu. Nie skorzystaliśmy z zewnętrznej agencji PR, naszymi panelistami są nasi pracownicy. Zewnętrzną obsługę imprezy również wzięliśmy na siebie. Dla mnie najistotniejsze jest to, żeby nasi pracownicy w relacjach z naszymi kontrahentami dobrze się czuli, i mogę potwierdzić, że to się udaje.

M. L.: Inwestujemy w zwykłe stosunki międzyludzkie. Również firma jest zarządzana w sposób płaski, nie ma rozbudowanej hierarchii i wszyscy jesteśmy przyjaciółmi – na czele z prezesem, który zna wszystkich ludzi w firmie osobiście. Tak samo też staramy się traktować nasze kontakty z klientami – zarówno tymi mniejszymi, jak i większymi.

Lechpol to przykład naprawdę rodzinnej firmy. Pańscy synowie weszli w skład zarządu. Jak na tym korzystacie i jak wzajemnie się uzupełniacie?

Z. L.: Uzupełniamy się świetnie. Z uwagi na to, że każdy ma mocną osobowość, powstaje prawdziwa burza mózgów. Każdy ma też swoje pomysły i różne zainteresowania. Tak naprawdę to synowie sami postanowili, że przyjdą do rodzinnej firmy. Ja oczywiście marzyłem o naturalnej sukcesji, żeby przynajmniej jeden z nich przejął stery firmy. Tym bardziej cieszę się, że wszyscy trzej odnaleźli w niej swoje miejsce. Działam w firmach rodzinnych i dobrze wiem, jakie są problemy i jak niewielu jest naturalnych sukcesorów. U nas ułożyło się to świetnie, ponieważ każdy ma inne zainteresowania. Michał z wykształcenia jest ekonomistą, ale wystarczy na niego spojrzeć. Jego życiową pasją jest coś całkiem innego. Jest twórczy, dlatego zostawił analizy finansowe i realizuje się w marketingu i pomysłach na reprezentowanie firmy i produktów.

M. L.: Fajne jest to, że każdy z nas ma inne talenty i inny potencjał w sobie. Dzięki temu dodajemy różnych kolorów do wspólnego tworu, jakim jest Lechpol. Dzięki temu jesteśmy silniejsi. Już nawet na poziomie zarządu jesteśmy mocną i zgraną drużyną, w której każdy ma swoje funkcje. Jest napastnik, jest obrońca, rozgrywający, trener. Razem możemy więcej, ponieważ uzupełniamy i przenikamy się. Nie wiem, jak w innych firmach rodzinnych, ale mi praca z tatą i braćmi sprawia ogromną radość. Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż przyjść rano do pracy i „przybić piątkę” ze swoim starszym bratem, który naturalnie zawsze był dla mnie autorytetem. Później zaś idę na górę i witam się z tatą. To są momenty, które uwielbiam. Za każdym razem, gdy to robię, przypominam sobie, jakimi szczęściarzami jesteśmy, że to wszystko tak dobrze funkcjonuje.

Wykreowaliście nie tylko firmę jako podmiot, ale także marki, które – jak Pan wspomniał – są po ludziach i zespole największą wartością. Jakie dalej są pomysły na ich rozwój?

Z. L.: Pomysłów jest bardzo dużo. Często bardzo mocno naciskam, żebyśmy szeroko próbowali promować różne marki, ponieważ portfolio naszych produktów jest ogromne. Trzeba jednak pamiętać, że nie każda marka wymaga dużej promocji. Dlatego też postawiliśmy na jedną – Kruger&Matz, która ma w swojej ofercie produkty konsumenckie. Natomiast inne marki, np. specjalistyczne urządzenia pomiarowe, promujemy przez proponowanie ich konkretnym specjalistom.

M. L.: Podstawą naszej pracy i dobrego marketingu jest dobry produkt. Nie ma lepszego marketingu niż polecenie jednej osobie przez drugą, mówiąca np.: Kupiłem świetny miernik marki Unit od firmy Lechpol, polecam ci go. Nie ma lepszej reklamy, żadna telewizja nie jest w stanie tego zastąpić. Dlatego też przede wszystkim skupiamy się na dobrym produkcie. Z kolei w branżach, gdzie mamy większy kontakt z klientem końcowym, takich jak elektronika konsumencka czy od niedawna AGD, robimy oczywiście więcej. Pomysłów mamy bardzo dużo, ale znowu wszystko zaczyna się od dobrego produktu. Główną marką jest Kruger&Matz, ponieważ na nią położyliśmy największy nacisk od strony promocji i inwestycji w nowe produkty. W ubiegłym roku odpowiadała ona za 24 proc. obrotów w firmie. Tu robimy dwie rzeczy. Jedna z nich to oczywiście standardowe działania informujące o produktach. Drugie to sam klimat tworzenia marki, czyli prezentowanie, czym jest Kruger&Matz, jakie ma wartości i z czym oprócz produktu mamy być kojarzeni. Tworzenie marki jest bardzo złożonym i długoterminowym procesem. My zaś jesteśmy zainteresowani długoterminowym rozwojem i nie interesuje nas to, aby skonsumować to, co mamy teraz. W tej chwili marki, które są najbardziej znane, były tworzone przez ostatnie kilkadziesiąt, a nawet sto lat. Dlatego nasz plan to przede wszystkim konsekwencja i ciężka praca.

Waszym wyróżnikiem jest bez wątpienia także kreatywny i pomysłowy marketing. Towarzyszy mu wiele akcji, jak choćby kampania „It’s your life, just take it”. Co nowego w tym obszarze się zmieni? Jakie planujecie działania na najbliższy rok?

M. L.: Pomysł na dalsze działania marketingowe zaprezentowaliśmy na wrześniowej konferencji. Idea, jaka się zawiera w Kruger&Matz, to chęć dostarczania bardzo dobrej jakości produktu w możliwie jak najlepszej cenie, aby ludzie mogli korzystać z najnowszej techniki i nie musieli za nią przepłacać, jak robią to u światowych gigantów. To jest idea, o której cały czas mówimy. Zastanów się, czy potrzebujesz telefonu za 4000 zł, czy nie wystarczy Ci Live 3 za 1000 zł, a zaoszczędzone pieniądze wydaj na to, co jest naprawdę w życiu ważne, jak rodzina, podróże czy realizowanie pasji. Cały czas też edukujemy i przekonujemy, że to, co produkujemy, jest zbliżone do tego, co robią światowi giganci. Nasz telefon jest równie dobry i nie warto przepłacać. Przekazywanie tej idei to coś, z czym Kruger&Matz ma się kojarzyć. Myślę, że idziemy w dobrym kierunku i mogę powiedzieć, że tak jak mój tata współtworzył rynek polskiej elektroniki, tak my z Kruger&Matz pokazaliśmy zupełnie nowy poziom marketingu w segmencie elektroniki marek B, w którym występujemy. Jest nam nawet dosyć miło, gdy widzimy, jak konkurencja próbuje nas kopiować, i myślę, że w marketingu i tworzeniu marki wyznaczyliśmy całkiem nowe trendy. W tym zakresie przewodzimy branży i na pewno będziemy mieli jeszcze wiele niestandardowych pomysłów. Lubimy odważne pomysły i lubimy szczerość i jasność w komunikacji. Są to rzeczy, które – jestem przekonany – w ogóle nie występowały w zakresie reklamy i promocji. Myślę, że robimy tym kawał dobrej roboty.

Marka Kruger&Matz zadebiutowała sprzętem audio, by z czasem pokazać swe kompetencje w smartfonach.

M. L.: Jest to naturalna konsekwencja. Zaczęliśmy od audio, ponieważ wtedy mieliśmy takie możliwości i marzenia. Natomiast rynek nowych technologii w pewnym momencie bardzo się rozwinął i zdecydowaliśmy się, że to właśnie pod tą marką będziemy rozwijać nową ofertę. Okazało się, że jest to rynek niesamowicie duży i chłonny. Odnieśliśmy na nim ogromne sukcesy, wprowadzając zarówno tablety, jak i telefony. Wybiło to nas na zupełnie nowy poziom postrzegania marki i otworzyło bardzo dużo drzwi na to, co robimy w tej chwili. Nie jest tak, że przenieśliśmy ciężar promocji na urządzenia mobilne. Wyszło to naturalnie, promocja podąża za produktem. W segmentach, w których mamy największą odsprzedaż. mamy również największy nacisk na promocję. W tej chwili ok. 44 proc. obrotów marki Kruger&Matz robią smartfony, 21 proc. tablety, 10 proc. sprzęt audio, 8 proc. to akcesoria, a reszta to pomniejsze rzeczy, takie jak słuchawki czy car audio. Mamy natomiast plan, żeby rozbudowywać tę markę produktowo cały czas.

Niedawno marka Kruger&Matz powiększyła się o wzmacniacze stereo i amplitunery kina domowego. Jak rozwijają się te kategorie?

M. L.: Trudno powiedzieć, ponieważ są dostępne w ofercie w zasadzie od kilku dni. Jestem jednak przekonany, że zrobimy w tym segmencie audio sporo zamieszania, i takie mamy plany. Mamy fajne produkty, jednak za wcześnie, aby o tym mówić. Są to segmenty dla nas bardzo ciekawe. Zależy nam na tym, żeby Kruger&Matz była marką z szeroką ofertą produktową, ponieważ to pozwoli na większą promocję. My na rynku jesteśmy w sytuacji, gdzie odgrywamy rolę Dawida walczącego z Goliatem, ponieważ na rynku telefonów czy audio jesteśmy porównywani z największymi firmami. Z kolei nasze możliwości promocyjne, a głownie budżety, są niewspółmiernie małe. Dlatego szukamy tego kamienia, którym zadamy odpowiedni cios. Szukamy takich pomysłów na promocję, abyśmy zostali zauważeni. Nie możemy jednak na to wydać zbyt wiele pieniędzy, ponieważ po prostu nie mamy takich kwot jak rynkowi giganci. To jest też naszą zaletą, ponieważ nas motywuje i wiemy, że musimy zrobić coś szybciej, lepiej, taniej i ciekawiej – tak, jak jeszcze nikt tego nie zrobił.

Od jakiegoś czasu w ofercie macie również markę własną Teesa, oferująca m.in. drobny sprzęt AGD. Jak przyjęła się na rynku?

M. L.: Bardzo dobrze. Mamy pozytywny oddźwięk, jeśli chodzi o jakość produktów. Marka jest dosyć młoda, więc dopiero wchodzimy na ten rynek. Klienci przekonują się do naszych produktów. Pierwszym etapem jest przekonanie ich, żeby produkty te znalazły się na ich półkach sklepowych. Gdy zostaną spełnione te podstawowe założenia dystrybucyjne, wtedy mocniej będziemy skupiać się na promocji tej marki. Działania zaczynać będziemy od typowych promocji sprzedażowych, a za tym pójdzie wizerunek i tworzenie otoczki wokół tego. To jest pomysł na lata 2016–17. Najpierw chcemy stworzyć silną ofertę produktową i zdobyć zaufanie handlowe.

Z. L.: Generalnie idea tworzenia marki jest dosyć podobna jak w wypadku Kruger&Matz, jednak w innej skali, aczkolwiek skala w drobnym sprzęcie AGD wcale nie musi być taka mała. W B-brandowych produktach chcemy być bardzo dobrzy i mieć ofertę produktową dużo lepszą niż to, co jest w tej chwili na półkach wielu marketów. Produkty, które mamy w ofercie, jakościowo i cenowo są lepsze. Tym chcemy przekonać klientów. Jeśli pokażemy konsumentowi, że warto wybrać ten produkt, to zadziała dokładnie ten sam schemat, jak w wypadku Kruger&Matz.

M. L.: W danej półce cenowej chcemy mieć możliwie najlepszą jakość. Jakość jest dla nas bardzo ważna i jest podstawowym czynnikiem. Jeśli produkt obroni się sam, to my dodatkowo możemy mu zapewnić całą otoczkę marketingową i promocyjną.

Na ubiegłorocznej konferencji anonsowano nowy system serwisowy. Jak przełożyło się to na szybkość działania i czas rozpatrywania reklamacji?

Z. L.: Zrobiliśmy ogromny postęp. Wymagało to zatrudnienia dodatkowych pracowników w serwisie i stworzenia działu administracji serwisu. Przez pewien czas sami się tego uczyliśmy i to pokazało nam, jak wiele jest problemów komunikacyjnych między klientem końcowym a sprzedawcą i serwisem oraz że można je w uproszczony sposób rozwiązać. Stworzenie serwisu door-to-door oraz administracji tego serwisu rozwiązało, jak wspominał na konferencji Mariusz, ponad 30 proc. problemów technicznych. Okazało się, że w wielu wypadkach wystarczy drogą mailową lub telefoniczną naprowadzić klienta na rozwiązanie problemu. Jednocześnie każdy technik na swoim monitorze widzi informacje dotyczące zgłoszenia, a klient ma dokładne informacje, co się dzieje z jego zgłoszeniem.

M. L.: To był milowy krok i ogromnie ważny od strony tworzenia marki i zapewniania poczucia bezpieczeństwa dla naszych klientów ostatecznych. Gdy coś im się zepsuje, szybko to naprawimy i odeślemy dzięki systemowi door-to-door. Cieszy też to, że na konferencji usłyszeliśmy od naszych partnerów handlowych, którzy współpracują z nami od lat, że z serwisem zrobiliśmy ogromny postęp i jesteśmy w tej chwili najlepsi.

Z. L.: Z nikim im się tak dobrze nie współpracuje w zakresie obsługi posprzedażowej jak z nami. Absolutnie nie zostawiamy ich samych z problemem. Ani konsumenta, ani sprzedawcy.

Macie również sieć własnych salonów pod marką LPelektronik. Jak się ona rozwija i co jej rozwój oznacza dla Waszych partnerów handlowych?

Z. L.: W 2011 r. pojęliśmy decyzję dotyczącą wsparcia sprzedaży i promocji oferowanych przez firmę produktów. Rozpoczęliśmy wówczas pracę nad stworzeniem własnej sieci salonów, które będą przedstawicielstwami firmy Lechpol w regionach. W 2011 r. powstały pierwsze zrzeszone w sieci LPelektronik salony firmowe, które stały się idealnymi miejscami prezentacji oraz promocji produktów i marek firmy Lechpol, a także najlepszym wsparciem sprzedaży dla hurtowni i sklepów współpracujących z firmą w danym regionie. Obecnie działa ponad 30 salonów, a my mamy w planach dalszą ekspansję sieci, czego efektem będzie uruchamianie następnych w kolejnych miastach Polski.

Na koniec zadam może nieco futurystyczne pytanie, ale wyobraźmy sobie, że spotykamy się za kolejne 25 lat. Jak oczami wyobraźni widzą Panowie rynek i firmę Lechpol oraz jej marki?

Z. L.: Trudno mi sobie to wyobrazić. Jak patrzę na swoich synów, na ich zaangażowanie i na ich potencjał, to myślę, że mógłbym powiedzieć prawie to samo, co powiedziałbym 25 lat temu. Wtedy nigdy nie wyobrażałem sobie, że znajdę się w tym miejscu, w którym dziś jestem wraz z całą grupą pracowników i zarządu firmy. Myślę, że oni też sobie dziś mogą nie wyobrażać, dokąd to ich zaprowadzi. Aczkolwiek przyspieszenie jest duże, ponieważ ta firmowa lokomotywa dostała naprawdę dobre paliwo.

M. L.: Ponieważ jest nas coraz więcej, myślę, że nie skłamię, jeśli powiem, że tak jak tata nie wybiegamy na co dzień w nie wiadomo jak odległą przyszłość. Jesteśmy skoncentrowani na „tu i teraz”. Dla nas najważniejsze jest dziś zrobić to, co możemy najlepiej jak potrafimy. Dlatego skupiamy się na najbliższym np. roku, mając oczywiście plany strategiczne, które określają nasze długoterminowe cele. Gdzie nas to zaprowadzi, tego nie wie nikt. Życia się nie przewidzi.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych tak owocnych 25 lat!

Rozmawiał: Gabriel Niewiński  

2015-10-30
x

Kontakt z redakcją

© 2024 InfoMarket